środa, 5 lipca 2017

Rozdział 2 - Kraina dzikich gnomów i niebezpiecznych skrzatów.

 Biegłysmy w ciemności. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu. Bladzilysmy korytarzami godzinami. Macałyśmy ściany w poszukiwaniu wyjścia aż wreszcie się ukazało monumentalna, brama. Cała złota i przejmujaca. Mirinde zatkało, ale nie mnie. Pobiegłam i otworzyłam ją. I obie wkroczyłysmy do innej rzeczywistości.
 W pierwszym momencie widziałyśmy tylko fiolet, później łółć aż wreszcie świat się nam ukazał. Zielone drzewa żółta woda, fioletowe niebo czarna ziemia. Wszystko było iiinna i dziwne.
- To chyba nie jest nasze miasto - powiedzialam do Mirindy
- No pewnie głupia ruro. A czy to ci wygląda na nasza szkole?
- Jasne że nie a ty skąd możesz wiedziec. Dawno cie tam nie było więc.....
 I zdzieliła mnie po twarzy. Ja pociągnęlam ją za włosy i zaczęłyśmy się bić. Wygrała bo była ruda i silniejsza ale upokorzenie pozostało. Nienawiść zrodziła się z porządania.
 Nagle coś krzyknęło się ruszyło i stanął przed nami gnom i skrzat.
 - Cześć jestem dzikim gnomem.
- A ja skrzatem jesteście na terenie spornym, gdzie trwa wojna.
- O co chodzi. Spierdalajkutasiarzu z tymi łapami - krzyknęła mirinda, gdy dziki gonm zaciągał ją wgłąb swojego terenu. To było to niebezpieczeństwo ale ona znikneła wgłębi mrocznej stredy. Skrzat objął mnie i poiwediza;
- Ona została porawan już jej nie pomożesz wzieli ją i będą jej robić brzydkie rzeczy (gwałcić). Choć ze mną to nic ci się nie stanie. Jestem Mirek.
- Skrzat mirek, ładnie. Do kąd idziemy.
- Do mojego zamku.
I kilka chwil później bylismy w jego mrocznym zamku gdzie jego armia szykowała się do walki. Było duo pajęczyn i dziwnych drzwi. Byłam głoda zapytałam;
- Masz coś do jedzenia?
- Do czego?
-Jedzenia to taka czynność np. jedzenie lodów. Wkładasz do budzi liżesz albo ssiesz i jest miło. Rozumiesz?
- chyba nie zbyt.. My tutaj nie jemy.
- Czyli co nie mam co jesc. UMRĘ TUTAJ Z GŁODU!
- O nie
- O tak ale Mirinda miała troche jedzenia trzeba ją uratować żebym przeżyła i na czas uciekła.
- Wiem kto może pomóc,ale to daleko najpierw musisz zdobyć jedzenie.
- Gdzie jest moje przyjaciółka
- W lochach wielkiego wibrującego króla niebezpieczeństwa.
- Cholera tylko nie to.
-No. Ale i tak szykowaliśmy się do bitwy się ci pomożemy. Musisz założyć legendarną zbroję człowieka i pomóc nam odbić zamek. Rozpęda się wtedy jeszcze gorsza wojna. Będziesz musiała uciekać, on ci pomoże, to Kuszy
 Kuszyto kolejny skrzat który jest ślepy ale chce mi pomoc, zna mniejsce gdzie spi stary czasodziej. Muszę go dorwać.
-Kiedy rozpocznie się bitwa?
- Za półtorej godziny.
- Jestem głodna i musze jutro pójśc do szkoły. Już nigdy jej nie opuszczę. Jeśli w ogóle tego dożyję. Komac szkołę.

Tymczasem u Mirindy

-Ała, przestańcie mnie gwałcić wredne skrzaty!
-Hihihhiihihi
-HIHIHIH nigdy!
-Zobaczycie jeszcze sie zemszczę.
-Hihihihih, zamknij się i daj się gwałcić
-sddaidijsd auuuuuuuuu!

A gdzieś daleko było słychać wybuch wuklanu. Nikt jeszcze nie wiedział że nadchodzi koniec.



Dzieje się co? SZOK! Co będzie niedługo dowiedzie się później. Będę was trzymała w napięciu hihihihihihihihi. I ostrzegałam przed seksami. Jej, słąwna jestem, ludzie się ze mnie bezpodstawnie śmieją. Mi to nie przeszkadza, bo już do tego przywykłam. Wszyscy wielcytak mają. Rozumiem zazdrość. Gdyby to mała być analizato powinnabyć uczciwa a taka nie jest. To koniec jeśli chodzi o żałość. Nara pa! Buahahhahaha!

środa, 21 czerwca 2017

Rozdział 1 - Poczwarka

 Budzę się pierwszymi promieniami słońca które opatulają mnie ze wszystkich stron. Tak zaczyna sie mój typowy dzień. Myję zęby robię makijarz i kolejny raz spózniam się na autobus. Tak tak jestem niezdarom ale to chyba dobrze co, nie? W każdym razie teo poranka czułam powiew nowości dzikiej i nieposkromionej. Niebezpieczeństwo. Kiedy tylko weszłąm do szkoły przywitałam się, z moją najlepszą przyjaciółką - Mirindą. Krwistowłosa z zelonym spojrzeniem dziewczyna przywitała, mnie całkiem miłym uśmiechem. Poszłyśmy na lekcje które były nudne więc uciekłyśmy. Nic nie wskazywało na to że coś wisi w powietrzu.
- Grażynko podaj mi chleb z żelkami
- Proszę Mirinda!
To była nasza tradycja uwielbiałyśmy to jeść czasem. Ale nie to było najwazniejsze.
- O nie! Żelek mi spad! 
Mirinda wstała żeby podnieść kryształowo niebieskiego żelka jednak potknęła się i wpadła do krzaków. W ostatniej możliwym momencie chwyciła, mnie za nogę i obie spadłyśmy do dziwnej jamy pod ciernistym krzewem.
- Co to za miejsce?
- Jaskinia głupia ruro

Rozdział 2 - Kraina dzikich gnomów i niebezpiecznych skrzatów.

 Biegłysmy w ciemności. Niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu. Bladzilysmy korytarzami godzinami. Macałyśmy ściany w poszukiwaniu wyjścia aż...